02 grudnia 2016

Neymar jr

Rozdział 1

Komentując motywujesz do dalszego pisania więc proszę zostaw komentarz ;)

Dziś nadszedł kolejny dzień. Nie mam siły wstać z łóżka. Patrzrzyłam w sufit. Usłyszałam ciche pukanie i szybko zamknęłam oczy.

- Diana, pora wstawać - usłyszałam szept mamy. Przewróciłam się na drugi bok.

- Nie chce - powiedziałam kuląc się pod kołdrą.

- Dasz rade, kochanie - powiedziała kładąc dłoń na moich plecach. Kilka kropel łez popłynęło po moich policzkach.

- Nie potrafię - wyszeptałam. Jeszcze bardziej się skuliłam. Coś mnie zabolało w klatce piersiowej. 

- Mamo, proszę daj mi jeszcze chwile.

- Weź tylko leki - poczułam fale mdłości. Znowu leki. To była męczarnia. Codziennie musiałam brać garść tabletek. Trudność sprawiło mi nawet zmienienie pozycji na siedzącą. Mama podała mi je i szklankę wody. Szybko je przełknęłam i znów się położyłam.

- Prześpij się jeszcze - powiedziała po czym wyszła. Po tabletkach nie czułam zbytniej różnicy ale brałam je dla mamy. Wtedy była o mnie spokojniejsza. Spróbowałam wstać ale zbyt dużo mnie to kosztowało. Kilka kolejnych łez popłynęło po moich policzkach. Walczyłam ze swoim ciałem. W końcu udało mi się wstać. Przeszłam do toalety. W lustrze zobaczyłam dziewczynę z ciemnymi włosami. Patrzyła na mnie jasnymi, smutnymi oczami. Przyzwyczaiłam się do widoku swojej smutnej twarzy. Zaczęłam się malować powtarzając słowa : jesteś piękna, masz po co żyć, masz rodzinę, dużo osób cię kocha...

To miało mnie  przekonać do dalszego życia. Pomaga? Czasem. 
 

- Kochanie chodź tu na chwile - zawołała mama z dołu. Szybko zbiegłam po schodach i dostałam się do kuchni. Przy stole siedziała moja rodzicielka, tatą i ciocia Beti. Była to niska blondynką. Zwykle mówiłam do nie po prostu po imieniu. Od razu ją przytuliłam. Dawno jej nie widziałam.

- Cześć mała - powiedziała a ja się od niej oderwałam. 

- Już nie taka mała - zrobiłam naburmuszoną minę.

- Dobrze już dobrze. Wygrałaś - zaśmiała się. 

- Mamy dla ciebie propozycje- powiedział łagodnie tata. 

- Jaką ? 

- Polecisz ze mną na wakacje do Barcelony - powiedziała ciocia. - Oczywiście jeśli masz na to ochotę. 

- Oczywiście że tak - zgodziłam się bez entuzjazmu. Powinno być fajnie. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Idealnie ! Jutro wyjeżdżamy a teraz jedziemy na duże zakupy - prawie piszczała z podekscytowania. 

- Dobrze - wymusiłam uśmiech. 

- To się zbieramy.

Zabrała mnie do galerii. Chodziłyśmy po wszystkich sklepach co chwile kupując coś nowego. Były to przeważnie jasne letnie ubrania. Wśród nich nie zabrakło sukienek które uwielbiałam nosić.

- Wystarczy mi chyba tych zakupów na kolejne dwa tygodnie - stwierdziłam wsiadając do samochodu. 

- Chyba nie mówisz tego poważnie ! Jutro w Barcelonie też idziemy na zakupu - poinformowała mnie. No tak zapomniałam ciocia jest zakupoholiczką. Zapowiadają się długie dwa miesiące...

Po przyjeździe do domu zaczęłam się pakować.  Tak upłynął mi cały dzień. W nocy nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku na bok. Dopiero gdy zaczęło świtać zdołałam zasnąć. Długo nie pospałam ponieważ koło 6 obudziła mnie mama. Umalowałam się i spakowałam ostatnie rzeczy. Nie jadłam śniadania - zwykle rano nie mam ochoty jeść. Nałożyłam koronkową sukienkę

                                              ***

- Wchodź - ciocia przepuściła mnie w drzwiach swojego domu.   

- Dzięki - weszłam do środka. Nie był to duży domek. Od progu było czuć zapach świeczki wiśniowo czekoladowej. Mój nos mnie nie zawiódł gdy tylko weszłam do przedpokoju zobaczyłam mnóstwo świeczek przede wszystkim o tym właśnie zapachu. Zamknęłam oczy i przez chwile delektowałam się pięknym zapachem. 

- Uwielbiam te świeczki - stwierdziła trzymając jedną w dłoni.

- Podoba mi się - przejęłam od niej świeczkę i przystawiłam do nosa by mocniej czuć jej zapach.

- Idź się rozpakować bo za niedługo idziemy zwiedzać ! - użyła tego swojego entuzjastycznego głosu. Zaśmiałam się. Pokazała mi pokój w którym będę spała. 

- Tu możesz ułożyć swoje rzeczy. Jeśli chcesz to możemy przemeblować go. Dla mnie to bez różnicy i tak go nie używam - powiedziała.

- Dziękuje - przytuliłam ją. 

- No już. Dosyć tych czułości - zaśmiała się. - Mamy mało czasu.

Zostawiła mnie samą. Wyłożyłam rzeczy na półki a kosmetyki rozłożyłam na toaletce. Usiadłam na łóżku. Podkuliłam kolana do klatki piersiowej i przez chwile tak siedziałam. Zastanawiałam się co będzie dalej.  

- Diana ! - zawołała ciocia.   
- Już idę - odkrzyknęłam. W progu prawie się przewróciłam. W ostatniej chwili złapałam się stojącej przy drzwiach szafy. Narobiłam przy tym dużo hałasu.
- Nic ci nie jest ? - zapytała wychodząc z toalety.
- Wszystko w porządku - powiedziałam poprawiając sukienkę. - Po co mnie wołałaś ?
- Przygotowałam ci kąpiel - wskazała drzwi toalety a ja ruszyłam w tamtą stronę.
- Dziękuję - rzuciłam jej się na szyję.
- Właź szybciutko i bo ci woda wystygnie. I nie waż mi się spieszyć - pogroziła mi paluszkiem i odwróciła się żeby odejść. Wykorzystując okazje klepnęłam ją w tyłek i szybko zamknęłam się w toalecie nim zdążyła mi oddać. 
Związałam włosy w kitkę. Zdjęłam z siebie ubrania. Zanurzyłam palce stopy w gorącej wodzie. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Zanurzyłam się aż po szyje a z ust wydobyło się westchnienie. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłem wody. Poczułam jak moje ciało się odpręża. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie dopiero dźwięk pukania do drzwi.
- Tak ? - odezwałam się zachrypniętym głosem.
- Mówiłam ci żebyś się nie spieszyła ale jest już po 14 - oznajmiła dwudziestolatka. 
- Już wychodzę! Przepraszam zasnęłam - szybko zaczęłam się wycierać. Usłyszałam w odpowiedzi tylko jej chichot. Przeszłam do swojego pokoju w samej bieliźnie. Z szafy wybrałam luźną kremową bluzkę i krótkie spodenki/
- Ja już jestem gotowa - powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Jedz - rozkazała podając mi talerz z jakąś nieznaną potrawą. Szybko zaczęłam jeść.
- Smakowało ? - zapytała gdy już skończyłam.
- Pyszne - pochwaliłam.
- Idziemy?
- Tak.
Pokazała mi dosłownie całe miasto. Musiałam ją odciągać od wszystkich mijanych sklepów. Na końcu nadeszła pora na Camp Nou.
- Panie chcą wejść na stadion? - odezwał się ktoś za nami. Mężczyzna był wysokim szatynem z kilkudniowym zarostem. Miał piękne niebieskie oczy wokół których pojawiły się urocze zmarszczki od uśmiechu. Beti aż oczy rozbłysły na jego widok.
- Tak, a jest jakiś problem ? - zapytała.
- Za chwile jest trening więc nie pozwolą wam tam wejść - wskazał łokciem stadion ponieważ w ręku trzymał torbę sportową.
- Wielka szkoda. Diana bardzo chciała tu wejść - zrobiła smutną minkę. Ja za to przypatrywałam mu się. Skądś go znałam ale nie wiem skąd.
- Nie proszę tylko nie ta minka. To na mnie nie działa - powiedział bez przekonania. Widać było że pęka. Beti też to zauważyła. Zrobiła więc jeszcze duże oczka.
- Nie , nie, nie - odwrócił głowę a po chwili znowu na nią popatrzył jakby chciał się upewnić czy przestała jednak ona nadal to robiła.
- Skoro nie możemy... - spuściła głowę.
- Och będę tego żałował - ciocia rzuciła mu się na szyję. 
- Dziękuje - zawołała.
- Ale pod jednym warunkiem - zaczął. - Albo lepiej pod dwoma.
- Jakimi ? - przypomniałam o moim istnieniu. Niebieskie oczy skierował na mnie.
- Po pierwsze będziecie udawały że znamy się dłużej. Chłopcy będą źli jak przyprowadzę obce dziewczyny - z zakłopotaniem drapał się po karku a później nieśmiało spojrzał na Beti. - Po drugie dasz mi swój numer.
- Niech będzie. Daj telefon - wyciągnęła rękę a on podał jej komórkę. Wpisała mu numer i oddała urządzenie.
- Dzięki - uśmiechnął się słodko. - Chodźcie.
Otworzył kartą bramę i przepuścił nas przodem.
- Musimy ustalić jakąś wersje wydarzeń. Jak macie na imię?
- Diana.
- Beti.
- Okey ja jestem Gerard. Znamy się od kilku miesięcy. Dziś się spotkaliśmy się i zaprosiłem was na trening. Brzmi wiarygodnie? - zapytał. Prowadził nas już na boisko.
- Raczej tak - przyznała Beti.
- Usiądźcie tu - wskazał ławkę rezerwowych. - Ja zaraz wrócę - i już go nie było.
- Ej to był Gerard Pique ? - zdziwiłam się.
- Nie mam pojęcia ale był mega przystojny - wyznała. Zaczęłyśmy tak gadać aż wreszcie przyszedł Pique.
- Już jestem. Zaraz przyjdą chłopcy. Musimy być wiarygodni - puścił do nas oczko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz