17 grudnia 2015

One Direction

Rozdział I
                                                ~~~Agelina~~~
- Na pewno chcesz jechać? - zapytała mama. Nic nie odpowiedziałam, więc dodała po chwili - jeśli chcesz to możesz jeszcze zostać...
- Nie - przerwałam jej. - Chce jechać. Przecież wiesz, że to moje marzenie.
Lekko się uśmiechnęłam po czym włożyłam walizkę do bagażnika. 
- Wiem, skarbie - powiedziała. Widziałam w jej oczach ból, a także strach. Bała się, że sobie nie poradzę. Przytuliłam ją. Wsiadłyśmy do samochodu i po chwili byłyśmy pod domem Marcina. Był on od kilku lat chłopakiem mamy. Bardzo się z nim zżyłam. Zastępował mi ojca, którego praktycznie nie znam. Zostawił mnie gdy byłam mała.
Teraz kiedy jesteśmy już wszyscy obraliśmy kurs w upragnionym kierunku - lotnisko w Krakowie. W czasie drogi co trochę o czymś rozmawialiśmy. Chcieliśmy się nacieszyć swoją obecnością. W radiu leciała muzyka. Cały czas patrzyłam przez okno. Chciałam zapamiętać każdy szczegół mojego rodzinnego miasta. Kielce wyglądają na prawdę pięknie. Czułam jakbym zostawiała tu część siebie. Część mojego serduszka. 
                                ~~~ kilka godzin później - lotnisko ~~~ 
- Za chwilkę masz samolot. Musisz już iść - powiedział Marcin. Pożegnaliśmy się przytuleniem. Zobaczyłam w ich oczach łzy na co się uśmiechnęłam, bardziej do siebie niż do nich. Mama, jak to ona kazała mi co dziennie dzwonić. Życzyli mi jeszcze na koniec powodzenia i odeszłam. Nie powiem, że się nie bałam, bo to nie byłaby prawda. 
Usiadłam we wskazanym przez stewardesse mi miejscu obok dość młodej prawdopodobnie matki z około 6 letnim dzieckiem. Pierwszy raz leciałam samolotem. Nie ma się czego bać - przekonywałam się w myślach. 
Kiedy byliśmy na odpowiedniej wysokości i mogliśmy odpiąć pasy wyciągnęłam pamiętnik. 
,,Wciąż przed oczami mam wczorajszy dzień pełen pożegnań. Rano poszłam z małą grupką znajomych do kawiarni. Po południu, tak jak obiecałam, przyszłam na świetlicę. Panie urządziły takie małe pożegnanie dla mnie. Jeszcze nie widziałam, żeby było tam, aż tak dużo dzieci na raz. Sama sobie się dziwiłam, że znam wszystkie imiona tych szkrabów. Uwielbiałam tam przychodzić. Pomagałam panią opiekować się nimi. Poprawiało mi to humor. Wszyscy wspólnie się bawiliśmy. Czułam się jakbym nadal miała 9 lat. Tak bardzo będzie mi ich brakowało. Sprawiali, że każdy dzień stawał się lepszy. Kiedy już zbierałam się do domu wszyscy po kolei się do mnie przytulali. Niektóre dzieci mówiły, że będą tęsknić, inne że mnie kochają. To takie urocze. Na samym końcu podszedł do mnie Damianek. Dziewięcioletni chłopczyk o niebieskich oczach. Znam go od ponad 4 lat. Był jednym z moich ulubieńców. To chyba jego będzie mi najbardziej brakować. Zawsze nieświadomie sprawiał, że uśmiech pojawiał mi się na twarzy. Jak tylko mnie widział zawsze biegł i rzucał mi się na szyje, a ja go podnosiłam przytulając. Był dla mnie jak młodszy brat, którego nigdy nie miałam tak jak reszta dzieci. Jesteśmy jak taka wielka rodzina. Damianek podszedł, a ja kucnęłam, żeby być mniej więcej na jego wzrostu. Zarzucił mi ręce na szyję i szepnął do ucha ,,kocham cię". Odpowiedziałam mu tym samym. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Spytał jeszcze kiedy przyjadę, a ja szepnęłam mu na ucho, że na święta bożonarodzeniowe. To miała być nasza tajemnica. Po powrocie do domu pożegnałam się z resztą rodziny. Specjalnie przyjechało kilka osób. Wieczorem z mamą pojechałam do Marcina. Jego rodzinka również chciała mnie wyściskać."
Nie wiedziałam co dalej napisać więc po prostu schowałam pamiętnik do torebki, z której przy okazji wyjęłam słuchawki. Podłączyłam je do telefonu i puściłam dobrze mi znane utwory rapera - Palucha. Lubie jego piosenki są takie... szczere. Włączyłam galerię zdjęć i zaczęłam przeglądać zrobione wczoraj zdjęcia. Poczułam jak słona ciecz zbiera mi się w kącikach oczu, gdy na moim ekranie pojawiły się dzieci ze świetlicy. Będę bardzo tęskniła, ale przecież nie rozstałam się z nimi na zawsze, a panie obiecały mi przesyłać kolejne zdjęcia. 
Pomyśleć, że zaledwie tydzień temu skończyłam ostatnią klasę technikum, a już jadę do obcego kraju na studia. Nowy kraj, nowa szansa. To jest moje marzenie: wyprowadzić się do Londynu na studia. Właśnie je spełniam. Od trzeciej klasy gimnazjum o tym marzę. 
                                        ~~~ Niall, w tym samym czasie~~~
- Wstawaj wreszcie, śpiochu - rozległ się dźwięk głosu mojej dziewczyny. Podeszła do łóżka i złożyła pocałunek na moich ustach. Margaret oplotła mnie swoimi ramionami, jednak ja dalej udawałem, że śpię. Z udawaną irytacją w głosie dodała - ej, wstawaj już. 
Powoli otworzyłem oczy i ją ujrzałem. Udawała obrażoną. Była tak słodka.
- No dobra już wstaje - powiedziałem zmierzając do szafy, żeby wyciągnąć z niej jakieś ubrania. - Można wiedzieć czemu mnie obudziłaś ? 

- Tak jakoś. Nudziło mi się - odpowiedziała na co ja odwróciłem się na pięcie. Leżała w miejscu z którego właśnie wstałem i bawiła się małą poduszką. Musiałem mieć bardzo zabawną minę, ponieważ zaczęła się głośno śmiać. Skoczyłem na łóżko i oplotłem ją jedną ręką. Ona zaczęła się wyrywać i głośniej chichotać, gdy jej się to udało zaczęliśmy rzucać w siebie poduszkami. 
- Co wy tu robicie ? Na dole słychać jakbyście coś rozwalili - do pokoju bez ostrzeżenia wszedł Harry i zobaczył porozrzucane po całym pokoju poduszki. Trochę się zdziwił i po chwili dodał - Lepiej to posprzątajcie zanim... - nie zdołał skończyć, ponieważ rzuciłem go poduszką prosto w twarz. Spojrzał na mnie z głupią miną po czym podniósł poduszkę leżącą u jego stup i cisnął we mnie. Ja zrobiłem unik przez co uderzyła w ścianę za mną. Chwilę się tak rzucaliśmy po czym Margaret wyszła za drzwi i zawołała ,,chodźcie tu na chwile. Musicie to zobaczyć". Ja i Harry dalej kontynuowaliśmy walkę. Dobiegły mnie odgłosy wielu przyśpieszonych kroków . Do pokoju weszła reszta chłopaków wraz z ich dziewczynami. Od razu przyłączyli się do zabawy. Spojrzałem na Liama, a on kiwnął znacząco głową i wybiegliśmy z pokoju. Ten chłopak po prostu czyta mi w myślach. Po kolei wchodziliśmy do każdego pokoju i zabieraliśmy poduszki różnej wielkości. Nie wiem nawet jak udało nam się je wszystkie wziąć na raz . Rzucaliśmy w kogo popadnie. Rozpętała się prawdziwa wojna. Mój pokój był polem bitwy. Wszędzie latały poduszki. Nawet nie wiedziałem, że jest ich tak dużo w całym domu. Minęło dużo czasu zanim się uspokoiliśmy. Ostatnio rzadko robimy takie rzeczy. Powoli zaczęliśmy się od siebie oddalać, takie chwile jak te pomagają nam się na nowo zżyć. 
______________________________________________________
Niewiele dzieje się w tym rozdziale. Chodziło mi bardziej o przedstawienie sytuacji  życia   bohaterów. Mam nadzieję, że będziecie czytać dalsze ich losy. 

Na koniec chciałabym tylko prosić o zostawienie komentarza <jakiegokolwiek po prostu chce sprawdzić czy ktoś mnie w ogóle czyta>.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz