23 lipca 2016

One Direction

Rozdział XXXV
Siedziałam na zimnym betonie w pomieszczeniu bez okien. Jedynym źródłem światła była lampka po drugiej stronie drzwi z małym otworem. Słyszałam szmery rozmów za nimi. Nagle ktoś nacisnął klamkę. Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Rozpoznałam ich. Mat i Adrian... Mat ciągnął jakiegoś chłopaka. Kiedy popchnął go niedaleko mnie zorientowałam się że to Zayn. Chłopak był bez sił. Nie był nawet w stanie się podnieść. Na jego twarzy i rękach zobaczyłam wiele rozcięć i siniaków. Pobili go! Próbowałam przejść do niego na czworaka ale poczułam mocne kopnięcie w brzuch. Zabolało. Wydałam głośny jęk. Łzy leciały mi z oczu. Częściowo z powodu bólu ale też z bezsilności. Czułam się winna że przeze mnie mój ukochany cierpi.
- Teraz wiesz co znaczy z nami zadrzeć - powiedział Adrien. Mat wyjął z kieszeni pistolet. Najpierw ją odbezpieczył a później jakby od niechcenia wycelował we mnie. Mnie mogą zabić tylko niech nic nie zrobią Zeynowi, myślałam. Jak gdyby mężczyzna czytał mi w myślach skierował go w stronę chłopaka. Mulat spojrzał na mnie. Jego piękne oczy wypełniała troska. 
- Wszystko dobrze - wyszeptał słabym głosem. - Nie martw się o mnie - na potwierdzenie swoich słów wysłał mi piękny uśmiech. Usłyszałam głośne wystrzały. Z jego ust wydobył się jęk i zamknął oczy. Wiedziałam że zmarł. Krzyczałam jak tylko mogłam najgłośniej. 

                                                                ***
Odruchowo usiadłam na łóżku. Zdałam sobie sprawę że nie przestałam krzyczeć. Ktoś próbował mnie uspokoić. Przycisnął mnie do siebie i głaskał po policzku. 
- Już dobrze - szeptał mi do ucha. 
- Zeyn... on ... - nie mogło mi to przejść przez gardło. 
- Już wszytko dobrze. Spokojnie - zaczął mnie przekonywać. 
- Eric... widziałam on... zginął - szlochałam. 
- Zeynowi nic nie jest. 
- Nie wierzę - głaskał mnie po plecach. 
- Poszedł do domu odpocząć. Zaraz po niego zadzwonię. Tylko się uspokój - wyjął z tylnej kieszeni telefon i powoli wstał. Odszedł kilka kroków do tyłu i spojrzał na mnie żeby się upewnić że nie zrobię nic głupiego. Nadal płakałam ale już byłam spokojniejsza. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie był to mój pokój. Ściany miały żółtawy kolor. Rolety w oknach były zasłonięte ale przez małe szparki prześwitywało słońce. 
- Zeyn ? ... Obudziłem cię... Mógłbyś przyjechać? - czekał na odpowiedź. - Nie nic się nie stało. Tylko jakbyś mógł tu przyjść byłbym wdzięczny... Okey. Do zobaczenia. 
- Za chwilę ma tu przyjechać - zwrócił się do mnie. - Spokojniejsza ? 
- Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Słyszałam strzał ...
- Przepraszam. To tylko ja. Upuściłem telefon. Myślałem że się nie obudziłaś ale później zaczęłaś krzyczeć - wyjaśnił. 
- Przepraszam - tym razem to ja przeprosiłam. 
- To nie twoja wina. Możesz przynajmniej powiedzieć co ci się śniło ?
 - Yyy... Nic ważnego.
- Jeśli nie chcesz to nie musisz mówić. Idę zobaczyć czy już przyszedł. 
- Okey - odpowiedziałam a on już wyszedł. Siedziałam tak zastanawiając się która jest godzina. Skoro spał to musiało być wcześnie ale nie byłabym taka pewna bo przecież Eric tu był. Chwilę później usłyszałam ciche pukanie. 
- Proszę.
- Cześć - przywitał się Zeyn. Miał rozczochrane włosy i zapuchnięte oczy. Ale i tak na jego widok serce mocniej mi zabiło. 
- Zeyn ... - powiedziałam cicho a w oczach miałam znowu łzy. Cieszyłam się że to był tylko zły sen. Nie zważając na podpięte do mnie rurki i inne takie rzeczy rzuciłam mu się na szyję. Miałam szczęście że nie stał zbyt daleko. Rozpłakałam się na dobre a on otoczył mnie rękami. Tak się bałam że to nie był sen. Nawet nie myślałam nad tym co robiłem. Nad tym że nie powinnam. 

Poczułam ból w ręce i cicho jęknęłam. 
- Nic ci nie jest? - zapytał lekko mnie od siebie odsuwając. 
- Wszystko okey. To tylko ta rana... - nie zdążyłam dokończyć ponieważ poczułam jak mnie unosi. Odłożył mnie delikatnie na łóżko i wyplątał ze wszystkich kabelków.
- Przepraszam. Wiem że to przeze mnie tu leżysz. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołasz mi to wszystko wybaczyć - wyszeptał a w jego oczach zobaczyłam łzy chyba na prawdę było mu przykro. 
- Zeyn to nie przez ciebie. Nie ty kazałeś mi uderzyć w szafkę - zaśmiałam się wspominając to zdarzenie choć nie do końca je pamiętałam. On jednak nie mógł sobie pozwolić na śmiech. 
- Co mi w ogóle przyszło do głowy żeby tego dnia z tobą rozmawiać. Były twoje urodziny a ja wszytko popsułem...
- Nic nie zepsułeś - powiedziałam. - Nie psuj mi tej chwili przepraszaniem.
- Więc o czym chciałabyś porozmawiać ? 
- Rozumiem że ja mogę wyglądać źle ale z tobą jest o wiele gorzej. Chyba to ty powinieneś tu leżeć i odpoczywać - stwierdziłam. 
- Twoich komplementów chyba najbardziej mi brakowało - uśmiechnął się przyjaźnie. 
- Dlaczego jesteś taki zmęczony ? 
- Ostatnio nie spałem zbyt dużo. 
- Jeśli mówiąc zbyt dużo masz na myśli praktycznie w ogóle to masz fajne do tego podejście - powiedział Eric wchodząc do pomieszczenia. 
- Jak to nie spał?  - zapytałam mojego "chłopaka".
- Odkąd tu trafiłaś nie wyszedł ze szpitala na długo -widziałam jak Zeyn posyła mu spojrzenie które mogłoby zabić jednak Eric się tym nie przejął.  Wręcz przeciwnie rozbawiło go to. - Jak będziesz coś jeszcze chciała się dowiedzieć to zawołał, będę na korytarzu.
- Dzięki - wyszeptałam w zamyśleniu. Posłał mi słodki uśmiech i wyszedł.  Zastanawiałam się czemu tu siedział.  Na dłuższą chwilę zapadło milczenie. 
- Eric mówił że miałaś zły sen dlatego chciałaś żebym przyszedł - podjął temat. Pokiwałam głową w odpowiedzi. - Opowiesz mi ?
Zawahałam się. Chciałam wszystko komuś opowiedzieć ale chyba nie byłam jeszcze gotowa. Pokręciłam głową a w moich oczach zebrały się łzy. Podsunęłam kolana pod brodę. Nawet to spowodowało to ból. Lekko się skrzywiłam. 
- Nie musisz mówić. Spokojnie - chciał pogłaskać mnie po udzie jednak odruchowo się odsunęłam. 
- Przepraszam - szepnęłam. 
- Możemy porozmawiać o czymś innym - zaproponował. 
- Dobrze - zgodziłam się. - Co u Perrie ? Mam nadzieję że nie jest zła że nie zadzwoniłam - zaśmiałam się a on zrobił to samo. Próbowałam robić dobrą minę do złej gry. 
- Wszystko u niej dobrze. Chciałem z tobą o niej porozmawiać... - tym razem to on się zawahał.
- A dokładniej ? 
- Heh... Może innym razem. Tu za bardzo nie ma jak. 
- Jak będziesz gotowy to mi powiesz. 
- Obiecam jeśli ty też mi powiesz. 
- Obiecuje - wyszeptałam. 
- Obiecuje - powtórzył. 
- Która godzina ? - zapytałam. 
- Po 17. 
- Myhym - zastanowiłam się przez chwilę. - Byłeś tu cały czas ?
- Prawie a co ? 
- Przyśniło mi się w czasie śpiączki że do mnie mówiłeś...
- Wszyscy do ciebie mówiliśmy - powiedział. Próbowałam sobie przypomnieć czy wypowiedzi innych też utkwiły mi w pamięci. Jednak nic z tego nie wyszło. 
- Twoje pamiętam najlepiej. Przynajmniej tak mi się wydaje - odpowiedziałam po chwili. 
- A o czym ? 
- Nie pamiętam dokładnie - popatrzyłam mu w oczy. - Powiedziałeś że to wszystko nieprawda... a później powiedziałeś coś o Perrie i że ją kochasz - próbowałam panować nad głosem by mi nie drżał.- I coś o Ericu. 
- Wszytko pomieszałaś - zaśmiał się. Spojrzałam na niego pytająco. - Kiedyś się dowiesz. 
- Naprawdę jesteś zmęczony. 
- Nawet bardzo - przyznał opierając mi głowę o nogi. 
- Połóż się tu - zaproponowałam przesuwając się odrobinkę by zrobić mu miejsce. Położył się koło mnie kładąc głowę na poduszce. Zaczęłam przeczesywać mu jego czarne włosy palcami. 
- Mogę tak robić ? - zapytałam. 
- Fajne uczucie - przyznał sennym głosem. Patrzyłam jak oddycha coraz wolniej i spokojniej aż w końcu odpłynął do Krainy Morfeusza. 

17 lipca 2016

One Direction

Rozdział XXXIV
Jechał z dużą prędkością. Zaczęłam się obawiać choć zwinnie omijał kolejne pojazdy. 
- Zwolnij - krzyknęłam. 
- Musimy jak najszybciej się tam dostać - powiedział. Głos mu drżał jakby miał się zaraz popłakać. 
- Eric ... - chciałam zapytać co mu jest ale głos utknął mi w gardle. Spojrzałam w przednią szybę. Budynki mijaliśmy już trochę wolniej. 
- Eric to tylko skaleczenie. Nie panikuj. Nawet mnie nie boli - próbowałam wyjaśnić. Łzy nie wiadomo czemu wypłynęły z moich oczu.

- Uciskaj. Zaraz będziemy - powiedział. Przycisnęłam materiał jeszcze mocniej. Dopiero teraz zauważyłam że jest to bluzka chłopaka. Odwróciłam głowę w jego stronę. Górną część ciała miał ubraną jedynie w czarną skórzaną kurtkę. 
- Za chwilę będziemy - powiedział bardziej starając pocieszyć siebie. Oczy mimowolnie zaczęły mi zachodzić mgłą. Traciłam siłę. Nie byłam wstanie nadal uciskać rany. Pozwoliłam by ręce opadły mi na kolana. Głowę oparłam o szybę. Chłód dodał mi trochę siły. 
- Eric ... - wyszeptałam gdy traciłam przytomność.

Ocknęłam się na chwilę gdy chłopak wynosił mnie z samochodu. 
- Nie zasypiaj - mówił do mnie. Kopnął drzwi by się zamknęły. Spojrzałam w jego bladą twarz. Łzy spływały mu po policzkach. Złożył pocałunek na moim czole. - Wszytko będzie dobrze tylko nie zasypiaj. 
- Przepraszam - powiedziałam słabym głosem i znów zasnęłam. Budziłam się co chwilę widząc coraz to innych ludzi i inne pomieszczenia. 

- Eric - wyszeptałam po raz kolejny gdy się przebudziłam. Ledwo poznałam swój głos. Wydawał się jak gdyby powiedział go ktoś obcy. Kilka razy musiałam zamknąć i otworzyć oczy zanim zobaczyłam wyraźnie biały sufit. 
- Spokojnie kochanie. Twój chłopak za chwile wróci - powiedziała pulchna kobieta. Miała płomiennorude włosy które sięgały jej do ramion. Jej oczy były w kolorze ciepłego brązu. Przypominała mi Molly Weasley z książki Harry Potter. 
- Gdzie jestem ? - zapytałam usiłując sobie przypomnieć co się zdarzyło. Kilka razy musiałam odchrząknąć.
- Jesteś w szpitalu. Miałaś wiele szczęścia - stwierdziła. - Straciłaś bardzo dużo krwi. 
- Ile spałam ? - miałam wiele pytań ale to wydawało mi się najbardziej istotne. 
- Dokładnie 7 dni. Zaraz przyjdzie do ciebie lekarz a wtedy dowiesz się więcej - powiedziała miłym głosem i wyszła. Masakra ! Siedem dni ? Nina chyba zwariowała przez ten czas. A co mamą ?Ledwo zdołałam się nad tym zastanowić a już ktoś zapukał. 
- Proszę - powiedziałam. Coś w moim głosie nadal mi nie pasowało. Kiedy próbowałam odchrząknąć do pomieszczenia wszedł lekarz. Miał około 35 lat. 
- Dzień dobry. Jak się panienka miewa ? - zapytał dziarsko. 
- Chyba dobrze - wybełkotałam. Promienie słońca które wpadły do pomieszczenia wydawały się zbyt jasne. Nie pasowały do wszystkiego innego. Nie pasowały do Anglii. Przez chwile zastanowiłam się czy na pewno to ten kraj, czy mówię w tym języku czy rodowym. 
- Miałaś dużo szczęścia. Nóż trafił w prawy jajnik. Musieliśmy go wyciąć ale nie musisz się martwić. Lewy przejmie wszystkie obowiązki. Spokojnie będziesz mogła zajść w ciążę. Operacja przeszła bez komplikacji... - mówił dalej lecz ja przestałam słuchać. Nie wiedziałam jak na to zareagować. Jakoś było mi to bez różnicy. Po co miałam mieć dziecko bez chłopaka którego bym kochała. To nie miałoby sensu. Zaczęłam zastanawiać się nad przyszłością. Jednak po chwili mi przerwano. 
- Czekają na ciebie przyjaciele - oznajmił. Źle najwyraźniej odebrał moje zamyślenie więc dodał - powinnaś jeszcze odpocząć. Prześpij się a później cię odwiedzą. 
- Nie trzeba. Wszystko jest w porządku. 
- Potrzebujesz teraz dużo wypoczynku - powiedział wychodząc. Po długim czasie patrzenia w sufit zasnęła. 

                                                    ~~~Zeyn~~~
                                              kilka godzin wcześniej...
Odkąd Angela trafiła do szpitala nie wyszedłem stamtąd na dłużej niż 30 minut. Od czasu do czasu spałem na niewygodnych szpitalnych krzesłach. Pojawiał się ciągle ten sam koszmar: ja i ona, z początku chwile rozmawiamy a później nie wiadomo skąd w moich dłoniach pojawia się nuż cały we krwi, spoglądam na nią, w jej oczach widzę strach trzyma się za brzuch, spod jej małych dłoni wylewa się krew, upada na podłogę, wypuszczam z dłoni przedmiot i chce do niej podbiec ale nie mogę. I wtedy się  budzę. Czuję się odpowiedzialny za to co się stało.  Ludzie omijają mnie z daleka. Uświadamiam sobie wtedy jak okropnie muszę wyglądać. Sińce pod oczami mają pewnie ciemną barwę. Nie mówiąc już od zaczerwienionych gałkach ocznych. Włosy powykręcane są we wszystkie strony. Zarost wygląda nieestetycznie. Ubrania są pomięte. Od tego czasu zjadłem jeśli się nie mylę to jedną bułkę i trzy małe obiady (niezbyt smaczne jak to szpitalne jedzenie). Pielęgniarki po dwóch dniach próby wygonienia mnie spod sali dały sobie spokój. Zakazały mi jednak tam wchodzić. Oczywiście gdy byłem pewien że nikt nie przyjdzie wchodziłem tam. 

Mój aniołek... To już nie mój aniołek, skarciłem się w myślach. Leżała tam bez ruchu od wielu godzin a to wszystko była moja wina. To  wyłącznie przeze mnie. Czuję się okropnie. Gdyby nie moja głupota nie leżała by tu. Jestem pieprzonym egoistą. 
Wciąż po głowie chodziły mi słowa Erica kiedy przyjechaliśmy do szpitala: " Gdy tylko weszliśmy do szpitala straciła przytomność. Od razu zajęli się nią lekarze. Jedna z pielęgniarek powiedziała że nuż trafił w prawy jajnik i trzeba będzie go usunąć. Straciła dużo krwi ale wyjdzie z tego". 
Potrząsnąłem głową jakbym chciał odpędzić złe myśli. Chwyciłem ją leciutko za rękę starając się by nic jej nie uszkodzić. Po moim policzku spłynęła łza. Po raz kolejny miałem nadzieję że to tylko zły sen. Złapałem się wolną ręką za głowę i pociągnąłem za końce ciemnych włosów szepcząc do siebie prawie nie słyszalnie: obudź się, obudź się... to tylko koszmar... musisz się obudzić... 
- Muszę ci coś powiedzieć, skarbie... To wszystko to ściema. Chodzi o tą sprawę z Perrie. To tylko dla twojego dobra. Nie zależy mi na niej. Kocham tylko ciebie. Rozumiesz? Tylko ty się dla mnie liczysz. Nie potrafię bez ciebie żyć. Zaczęłaś nowe życie... Z innym chłopakiem. To dobrze bo na ciebie nie zasłużyłem. Wszytko zrobię dla ciebie tylko się wreszcie obudź. Lekarze mówią że powinnaś już dawno się wybudzić ale może twój organizm potrzebuje więcej czasu. Wszyscy uważają że lekarze nie chcą nas po prostu martwić. Obudzisz się jak tylko będziesz chciała, dobrze? - zadałem kolejne pytanie na które nie łudziłem się że mi odpowie. - Zaczekam jak długo tylko chcesz tylko musisz mi obiecać że to zrobisz. Obudź się dla mnie... dla nas; dla Erica, Nialla, Niny, Harrego, i pozostałych. Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwimy...
- Miałeś tu nie wchodzić - szepnęła za moimi plecami pielęgniarka. Byłam tak zajęty Agelą że nie usłyszałem że wchodzi. - Masz chwilę na wyjście stąd a ja udam że cię nie widziałam. 
- Dobrze - zgodziłem się nadal drżącym głosem. Łzy nadal spływały po moich policzkach. 
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze - pocieszała mnie. 
- Ale dlaczego ona jeszcze się nie obudziła ? - zadałem nurtujące mnie pytanie. 
- To trochę niepokojące ale jej organizm stracił dużo krwi. Musi się zregenerować. Lepiej żeby spała niż cierpiała. 
- Przepraszam - powiedziałem wychodząc z pomieszczenia. Nie chciałem odchodzić zbyt daleko dlatego znów zająłem moje stałe miejsce przy sali na krzesełkach.
 Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem przyglądać się tapecie. Odkąd zrozumiałem że ją kocham wtedy nad morzem ustawione było to samo zdjęcie. Zrobiłem je Angeli przed naszym spacerem. Oparłem głowę o dłonie i pozwoliłem by z ust wydobył mi się cichy jęk rozpaczy. Wpatrywałem się w jej piękne oczy bez których tak trudno było mi żyć. 
- Zeyn - ktoś wyrwał mnie z zamyślenia. Niechętnie podniosłem głowę. Miałem ochotę nakrzyczeć na tą osobę. Przed sobą zobaczyłem Harrego. 
- Czego chcesz ? - zapytałem ochryple.
- Wyglądasz okropnie - stwierdził. 
- Nie chciałbym cię urazić ale ty gorzej wyglądasz na co dzień - wybąknąłem. Odpowiedział mi uśmiechem. Prychnąłem widząc jego dołeczki w policzkach. Nie byłem w nastroju do śmiechu. 
- Moglibyśmy porozmawiać ? - zapytał. 
- A co innego robimy ? - byłem zły. Zły na cały świat. 
- Wyjdźmy przynajmniej na zewnątrz. 
- Nie. 
- Nie możesz tu przez cały czas siedzieć - podszedł bliżej. 
- A chcesz się założyć?
 - Zayn ... 
- Nie chce tego słuchać. 
- Angela nie będzie zadowolona jeśli się o tym dowie - wymawiając jej imię zadrżał mu głos, zrobił przerwę przed kolejnym słowem. Zbyt długą by zabrzmiało to normalnie. 
- Muszę tu być. 
- Nic jej się nie stanie jeśli zostawisz ją na chwilę samą. 
- Ty tak uważasz - dla mnie to był już koniec rozmowy. 
- Dzwoniła do mnie Perrie... - spróbował kolejnego sposobu ale mu przerwałem.
- Nie obchodzi mnie co chciała. 
- Martwi się o ciebie. 
- Mam to gdzieś.
- Zeyn... - chciał jeszcze coś dodać ale straciłem cierpliwość. Wstałem i przycisnąłem go do ściany. Nie panowałem nad sobą. Dopiero jak zaczął się dusić uświadomiłem sobie co robię. Błyskawicznie się od niego odsunąłem i zsunąłem się po ścianie na zimne płytki. Podsunąłem kolana pod brodę i zakryłem twarz rękami. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Poczułem ciepłą dłoń na ramieniu. Harry usiadł koło mnie i przyciągnął mnie do siebie pozwalając bym  oparł się o niego. Odczekał aż przestanę płakać. 
- Nic się nie stało - powiedział starając się mnie pocieszyć. 
- Przepraszam. 
- Musisz odpocząć. Pójdźmy coś zjeść - powiedział pomagając mi wstać. Zgodziłem się. Nie chciałem sprawić mu przykrości. Niechętnie wyszedłem ze szpitala. 
- Dlaczego tu ciągle siedzisz ? - zapytał. 
- Bo czuje jakby to była moja wina. 
- Przecież tak nie jest. Nie mogłeś temu zaradzić. To był wpadek.
- Harry... Ja ją kocham - przyznałem nie mogłem dłużej tego ukrywać. Spojrzał na mnie ja na debila. 
- Ale... Perrie ... - nie wiedział co powiedzieć. 
- Harry, z Perrie nic mnie już nie łączy. To po prostu moja przyjaciółka. Chciałem być z Angelą ale nasz menadżer... Powiedział że zniszczą ją reporterzy. Że to nie będzie dla niej dobre wyjście. Nie będzie szczęśliwa... A teraz Eric ... Chyba go kocha a on ją...
- Zeyn... To ty to zniszczyłeś. Nie widziałeś jak ona cierpiała. Nie tylko ona. Starała się tego nie pokazywać ale widziałem to. Widziałem to w jej oczach... a nawet rękach. Widziałeś jakie ma ręce? Za każdym razem gdy zobaczyłem ranę na jej rękach chciało mi się płakać. Kocham ją jak siostrę... Nie chce żebyś znowu ją zranił... 
- Nie chce tego zrobić. Chciałbym odejść ale nie potrafię. Nie przeżyję kilku dni bez niej. Jest ważniejsza od powietrza. Jest... Nawet nie wiem jak to powiedzieć. Kocham ją... - nie powiedziałem nic więcej ponieważ mocno mnie przytulił.